_______________________________________________________________________________________________________________________

Menu

sobota, 12 grudnia 2015

Normalny dzień

Wchodząc po schodach postanowiłem ruszyć do pracowni. Tak, tam gdzie Pani zamyka się na wiele godzin próbując tworzyć swoje dzieła. Uwielbiam patrzeć jak pracuje. Mogę całymi godzinami siedzieć i wpatrywać się jak tworzy z pozornie bezużytecznych przedmiotów całkiem przyjazne konstrukcje. Tak więc ruszyłem. Powoli, jak kot, którym zresztą jestem. Przy okazji łasząc się do szczebli, bo przecież jak każdy kot, uwielbiam jak coś przejedzie mi po grzbiecie. Delikatnie mrucząc otwieram lekko uchylone drzwi.

Nie pomyliłem się, ona siedzi przed swoim biurkiem. Długie i piękne włosy o lekko rudej barwie opadają jej na plecy. Ciekawe kiedy zobaczy, że tutaj jestem. Znając życie szybko. Ma bzika na punkcie kotów. Nie żeby mi to przeszkadzało. W końcu, jak już wspomniałem, uwielbiam być drapany po grzbiecie.
Wskoczyłem na łóżko i zacząłem obserwować.
Jej bystre, zielone, jak u kota, oczy badają elementy, z których buduje kolejną kuriozalną konstrukcję. Że też ma tyle cierpliwości. Mi by się nie chciało. Lekko przymykam oczy. W końcu musiałem przejść przez schody na to piętro, należy mi się odpoczynek, tylko moment...
Kiedy budzę się, jej już nie ma. Na biurku leży niedokończona praca, gdzie Klementyna? Postanowiłem się rozciągnąć. Słyszę jakiś dziwny dźwięk. Pianino. Tak, ona znowu poszła grać. Przyznam, przyjemnie. Kobieta kameleon, raz skupiona w całkowitej ciszy, a raz rozprasza ciszę tworząc muzykę. Niezdecydowana istota.
A może zbadam obiekt, który zaczęła robić? Przecież się nie obrazi. Ruszyłem. Ociężale, bo po drzemce nie powinno się wykonywać szybkich ruchów, powoli. Leniwie wskoczyłem na biurko. Tak, z pewnością nie rozpoznaję tych kształtów.
- Co robisz? - zapytała.
- Masz kiełbasę? - miauknąłem żałośnie, wiedząc, że i tak nie zrozumie. Żaden człowiek nie rozumie naszej mowy. A szkoda.
- Patrz co mam - powiedziała z uśmiechem. Wyciągnęła rękę, a tam... kiełbasa. Dobra dziewczynka, ona jedna mnie rozumie.
Zabrałem się za jedzenie tego wędzonego cudeńka. Przy czym czułem przyjemne drapanie za uchem. Teraz mi było naprawdę dobrze. Szkoda, że tak mało przyniosła.
- Przyniesiesz więcej? - mruknąłem patrząc na jej zielone oczy.
Ona nic nie odpowiedziała. Wzięła mnie na ręce i zaczęła energicznie drapać po grzbiecie.
Dobra, koniec tych pieszczot. Wyskoczyłem z jej objęć, czas już na mnie. Poszedłem dalej, może ktoś inny da mi więcej kiełbasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podobne wpisy

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...